Zacznę może od opakowania, które niekoniecznie przypadło mi do gustu. Plastikowa buteleczka z dość sporym otworem nie nadaje się do aplikacji wcierki bezpośrednio na skórę głowy, co potrafi być upierdliwe. Ja znalazłam na to sposób i przelewałam ją do buteleczki po moim ulubionym serum. Nie nazwałabym tego jakąś wielką wadą produktu, bo nie ma to wpływu na jego działanie, ale jeśli ktoś lubi wygodę, to może się trochę rozczarować. Jeśli chodzi o zapach tej wody brzozowej, to ewidentnie czuć tutaj alkohol. Mi akurat to nie przeszkadzało, bo wychodzę z założenia, że jak coś ma pomóc moim włosom to zapach jest sprawą drugorzędną. 😉 Konsystencja natomiast, jak możecie zauważyć na załączonym obrazku jest wodnista, ale na szczęście nie lepi się, co czasami można zaobserwować w przypadku tego typu kosmetyków. Przejdźmy teraz do sedna. Producent wody brzozowej informuje nas, że została ona przeznaczona do włosów z łupieżem i niestety (albo i stety) podczas jej stosowania nie zmagałam się z tym problemem, więc nie jestem w stanie stwierdzić, czy rzeczywiście by sobie z nim poradziła. Mogę jedynie powiedzieć, że w moim przypadku
nie spowodowała łupieżu i nie podrażniła skalpu, mimo zawartości alkoholu w składzie, za co należy się duży plus.
Nie przesuszyła też włosów i nie wzmożyła ich wypadania. Możemy też przeczytać, że ma ona dodać włosom blasku, puszystości i miękkości, ale jakoś tego nie dostrzegłam szczerze mówiąc. A zatem co takiego zrobiła? Na pewno
przyczyniła się do tego, że moje włosy rosły znacznie szybciej i trochę je wzmocniła. Nie wypadały już w tak dużych ilościach, jak wcześniej, ale niestety nie zatrzymała tego nadmiernego wypadania całkowicie. Zmiany te zauważyłam po jakimś miesiącu stosowania, bo właśnie na tyle starczyła mi ta mała buteleczka. Dodam jeszcze, że wcierkę aplikowałam co drugi dzień, zaraz po myciu przez dwa tygodnie, następnie zrobiłam tydzień przerwy i wznowiłam kurację.
Najbardziej czekałam i liczyłam na baby hairs, bo zależało mi na zagęszczeniu czupryny i niestety się nie doczekałam... 😒 Może gdzieś tam pojawiły się jakieś pojedyncze antenki, ale szału nie było, więc pod tym względem się zawiodłam. Gdybym miała jakoś podsumować ten produkt, to na pewno nie jest to najlepsza woda brzozowa jaką stosowałam, bo nie spełniła wszystkich moich oczekiwań. Nie jest też najgorsza, bo w żaden sposób nie zaszkodziła moim włosom, więc nie mogę narzekać. Znam jednak lepsze wcierki, chociażby wcześniej wspomnianą
wodę brzozową Glorię, czy
serum Agafii. Tak na prawdę, każde włosy lubią co innego i tylko metodą prób i błędów możemy dojść do tego co najbardziej im odpowiada. ;)