Cześć Robaczki! :) Dzisiaj chciałabym podzielić się z Wami takim moim małym, włosowym eksperymentem. Ostatnio na blogu wspominałam o masce Agafii (recenzja tutaj), która nie do końca się u mnie sprawdziła. Nie była zła, ale po jej zastosowaniu moim włosom brakowało trochę dociążenia. Zużyłam pół saszetki i pomyślałam, że drugą połowę można byłoby wykorzystać trochę inaczej. Jednak tym razem w ruch poszły włosy mojej mamy. :) Co z tego wyszło? Zobaczcie sami. 😊
Składniki:
Zacznijmy może od tego na czym polegał ten cały włosowy eksperyment. Otóż postanowiłam zmieszać wcześniej wspomnianą maskę z najzwyklejszym olejem rzepakowym z Biedry. Następnie całą tą miksturę rozprowadziłam na suchych włosach mojej mamy, owinęłam folią i poleciłam jej aby wytrzymała tak jakieś pół godzinki. 😄
Przygotowanie:
Na początku bałam się trochę, że olej nie będzie chciał połączyć się z tą maską i powstaną jakieś gluty, że tak to nazwę. ;P Na szczęście tak się nie stało i oba składniki bardzo dobrze się ze sobą zmieszały, co możecie zaobserwować powyżej. Przy okazji odkryłam, że te maski Agafii świetnie nadają się do takich właśnie eksperymentów.
Nakładanie:
Proces nakładania wyglądał tak. Najbardziej skupiłam się na długości i końcówkach. Od nasady nie nakładałam tej oleistej papki, żeby nie obciążyć zbytnio włosów. Moja mama ma farbowane i dość suche włosy, więc taki kompres regenerujący bardzo im się przydał. Podczas nakładania maski zauważyłam, że dosłownie ją wpijają. Po upływie 30 minut mama umyła włosy szamponem (Isana Urea) i nałożyła jeszcze na chwilę maskę do włosów farbowanych (Mrs. Potter's).
Efekty:
Efekt był taki. Po lewej stronie macie zdjęcie przed, a po prawej po. Może nie widać tutaj tego za bardzo, ale włosy były wyraźnie bardziej odżywione, miękkie, gładkie, elastyczne, lśniące i dociążone. Wcześniej wyglądały trochę jak puch. Fakt, że efekt byłby jeszcze lepszy, gdyby moja mam nie rozczesywała tych włosów, bo dopiero wtedy byłoby widać ich skręt, ale jakoś nie mogę jej do tego przekonać. Upiera się, że włosy trzeba rozczesać, a później narzeka, że się nie kręcą i bądź tu mądry, 😁 W każdym bądź razie chciałam pokazać Wam, że zazwyczaj niewiele potrzeba, żeby zrobić włosom dobrze i że kosmetyk, który niekoniecznie sprawdza się solo trzeba od razu wyrzucić. Czasami warto trochę pokombinować. :)
A Wy jakie macie sposoby na zużycie maski lub odżywki, która się u Was nie sprawdziła?
Fundujecie czasami włosom tego typu kuracje?
Zapraszam Was również tutaj:
Buźka! 😚
Nie nałożyłabym zwykłego oleju na włosy raczej. Nie że bym się bała, bo nic się nie stanie, ale taki zwykły olej ma tyle odżywczych substancji, co nic :p Wolę oliwę z oliwek :p
OdpowiedzUsuńMyślę, że jednak coś tam daje, chociażby zapewnia włosom dodatkową ochronę przed zniszczeniami. :)
UsuńJa często tobie miks z oleju, maski i żółtka. Można szybko zużyć tak nie lubiane maski i oleje. ;)
OdpowiedzUsuńTo chyba najlepszy sposób na takie niesprawdzone kosmetyki. :)
UsuńCzasami robię bardzo podobnie do ciebie i często też eksperymentuje na mamie:D
OdpowiedzUsuńA co, mamine włosy są najlepsze do takich eksperymentów. :)
UsuńEfekt jak dla mnie bardzo widać! Świetny miks :)
OdpowiedzUsuńZdjęcia trochę słabo to oddają, bo światło było kiepskie, ale cieszę się, że jednak coś tam można dostrzec. :D
Usuńszkoda że nie wiedziałam o tym sposobie gdy miałam tą maseczke do włosów, ale może z inną spróbuję :D
OdpowiedzUsuń